Zaczęło się 20 lat temu w Bieszczadach – historia snowboarderki Maryszki

Categories SNOWBOARDERKIPosted on
snowboard w górach

Zakochałam się w snowboardzie od pierwszego wejrzenia. Mając parę lat i płużąc uparcie nartami po oślej łączce, ujrzałam lokalnych górali płynących po bieszczadzkim śniegu niczym hawajscy surferzy po oceanie. To było coś! Ta lekkość, nieskrępowanie (mimo bardzo skrępowanych dolnych kończyn) i epicki look. Zapragnęłam być jak oni całym swoim młodym serduszkiem. Trochę też może z wrodzonej przekory (cała rodzina od zawsze była “team narty”).

Początki do kolorowych nie należały. Nie miałam bladego pojęcia jak się do tego wszystkiego zabrać. Większość czasu orałam stok dziobami (najczęściej ten z tyłu dokopywał się do zeszłorocznej trawy). Pozostałą część czasu spędzałam na gorliwym podsłuchiwaniu instruktora, któremu średnio raz w tygodniu wpadła jakaś deskowa lekcja. Później pojawił się kumpel bogatszy o kilka kanałów w telewizji (ja miałam całe dwa) i internet (akcja toczy się w Bieszczadach dwadzieścia lat temu). Nasiąkałam wiedzą jak tylko mogłam. Rodzice widząc moje zaangażowanie, sprawili mi pierwszy snowboardowy (zamiast narciarskiego) zestaw. Byłam najszczęśliwszym dzieciakiem na świecie!

dziewczyna ze snowboardem w górach na śniegu

Jako, że zimy były jeszcze niczego sobie, gdy tylko pojawiał się pierwszy śnieg pędziłam z rodzeństwem na pagórek za domem, gdzie dzielnie udeptywaliśmy jeszcze mocno wystającą spod śniegu trawę. Budowałam gargantuiczne skocznie, których raczej nigdy nie poskromiłam i leżąc pod nimi po kolejnym nieudanym lądowaniu uspokajałam moją wspaniałą ciocię (sąsiadkę), że jeszcze dycham. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek stwierdziła, że “to nie dla mnie”, albo “nigdy więcej”. Wyobrażałam sobie, że mieszkam na Alasce i szłam pod las szusować dalej.

snowboardzistka w górach

Lata mijały, aż tu nagle, jakieś dwanaście lat później zostałam instruktorem inkasując całkiem dobre noty. Była to dla mnie wielka rzecz. Wielkie osiągnięcie. Szczególnie mając świadomość, że do wszystkiego doszłam sama. Dosłownie. Od tamtej pory snowboard jest moim nieodzownym elementem zimy, na który czekam z utęsknieniem przez resztę roku. Pracuję na bieszczadzkich stokach, ale przede wszystkim staram się rozkręcić wypady splitowe i z klasycznymi dechami na plecach. Po Bieszczadach. Może też ukraińskich? Kto wie…

A kim jestem?
Jestem Maryszka. Urodziłam się w Bieszczadach i tutaj żyję z małymi przerwami do dziś. Szyję przydatne szpeje, od czasu do czasu zajmuję się końmi, a przede wszystkim chaszczę po lokalnych pagórach z moim wspaniałym lubym i naszym zaprzęgowym psiskiem. Zimą oczywiście z dechą!
Wpadajcie na IG: @maryszka_

dziewczyna z psem
Skomentuj!